poniedziałek, 28 lutego 2011

Iskierka nadzieji

Jestem człowiekiem. Zmęczonym. Wynędzniałym. Jestem dzieckiem świata. Wyeksploatowanym.
Snuję się po świecie. Od kąta do kąta. Nucę starą piosenkę świata.
O bółu, rozpaczy i nędzy. Biedzie, brudzie i chorobie.
Jestem dzieckiem świata. Znajdującym się na krawędzi.
W życiu widziałam wiele. Tyle krzywd nie wyrzadza sobie nic innego, jak tylko ludzie.
Tylko ludzie są zdolni do tych wszytkich czynów.
Jednak jestem dzieckiem świata.
A tu jest wszystko. Więc znalazłam małą iskierkę nadzieji.
Widziałam ją w sercach dzieci. Dorosłych.
Płonęła płomieniem o różnej barwie, różnym natężeniu.
Najbardziej lubiłam tę krwisto-pomarańczową. Potrafiła ogrzać mnie tak, iż nie czułam chłodu.
Iż cały zimny i bezbarwny świat znikał.
Czułam, iż chcę tu nawet być.
Iż nie jest tu tak strasznie.
Czułam... miłość.
Wiedziałam co się dzieje na zewnątrz. Że są wojny, nienawiści.
Wiedziałam.
A mimo to, pierś rozsadzał mi ból, który mógł się jeszcze potęgować i potęgować.
A ja nie miałam bym nic przeciwko.
Ból rozpalający. Ból kojący.
Słodki ból miłości.