poniedziałek, 6 lutego 2012

be the best (?)

Jak bardzo zakorzenione mamy to, że chcemy być najlepsi, że chcemy we wszystkim górować, że chcemy wszystkich pokonać, że chcemy osiągać jak najlepsze wyniki?

Chyba cholernie głęboko...!
Człowiek ma tak pokręną i dziwną naturę, że nie da się jej do końca zgłębić, a jednak ta jedna cecha dominuje nad wszystkimi innymi.

I co z tego, że z pozoru jesteś szarą myszką? Może jesteś geniuszem z muzyki, biologi albo matematyki, i w momencie gdy ty się pomylisz w jakiś obliczeniach, ktoś może być lepszy. Gorzej, może okazać się, że jest publicznie lepszy. Wkurzasz się. Bo to ty dotychczas byłeś najlepszy. Ty o tym wiedziałeś. I byłeś pewien, że inni też byli tego świadomi.

Albo grasz ze znajomymi w jakąś grę sportową. W momencie gdy wygrywasz, i wiesz, że nie pokonałeś kogoś obcego, tylko kogoś, to jest ci w jakiś sposób bliski, i świadomość tego, że tą osobę będziesz często widywać, i że ona będzie twoje zwycięstwo pamiętać- tak, twoje ego- rośnie, prawie dostaje skrzydeł i odlatuje.


Ale wiecie cie?
To się nazywa samodestrukcja. Bycie najelpszym. A bycie najlepszym we wszystkim, i częste przypominanie sobie tego samemu, jest jeszcze bardziej samodestruktywne.
Bo kiedyś nas to zabije. Albo spowoduje jakiś uraz, psychiczny czy fizyczny. Obojętne. W każdym bądź razie, to wieczne samozadowolenie z siebie samego nas w końcu zniszczy.
Chodzi mi o to, że owszem, mamy być w jakimś stopniu świadomi tego, że w czymś jesteśmy dobrzy, gdyż pozytywnie wpływa to na naszą psychikę i podnosi nasze własne morale, ale nie powinniśmy sami o sobie myśleć "no wieeem, że jestem najelpszy. i co z tego? co ja na to poradzę?". Nie. To jest złe. Bo będziemy chcieli to ciągle i ciągle udowadniać, aż w końcu to się na nas odbije. Wcześniej wspomnianym urazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz