sobota, 3 grudnia 2011

Nasze żywe fascynacje; Siena.

Ja nie krzyczę, ja nie wyrażam przy każdej sposobności tego, że kocham Sienę. Że kocham dotyk rozgrzanej cegły na rynku, gdy ogrzało ją popołudniowe słońce. Nie krzyczę, że uwielbiam zamknąć oczy i wsłuchiwać się w odgłosy dookoła, jak rozmowę włochów lub zwykły , charakterystyczny dla takiej posadzki dźwięk butów chodzących po niej. Nie krzyczę , że patrzenie w niebo, obojętnie, wschodzące, mocno już świecące lub zachodzące, gdy moje plecy ogrzewa ciepło, jest jednym z najwspanialczych przeżyć w tym mieście. Nie krzyczę, że najlepszą pizze na wynos można dostać na prawo od Palazzo Publico, z małej pizzeri na rogu. Albo że pije się tu wyśmienitą kawę na stojąco. Lub że na zakupach w sienieńskim Benettonie czujesz się jak bogini we własnej kaplicy, gdyż tak wspaniałe jest tam sklepienie.
Nie krzyczę, że każde miejsce tam ma swoją magię, w której czuć aromat włoch. Nie krzyczę, że na marmurze  Duomo również można leżeć i komplementować świat i swoje problemy.
Albo, że w różnych uliczkach tego miasta, można nagle w ścianie spotkać wizerunki św. Katarzyny lub św. Barnarda ze Sieny, którzy walczyli z ubóstwem; lub wylegującego się, pulchnego kota leżącego u stóp swojej starszej pani, żywo rozmawiającej z sąsiadką podlewającą krwisto czerwone pelargonie.
Nie krzyczę, że to wszystko wprowadza mnie w stan uniesienia. Jest to we mnie. 
Ale krzycz. Krzycz jeśli czujesz się przez to szczęśliwy. Krzycz, jeśli tak to chcesz pokazać światu. Bo jeśli przez to,  wszystko jest dla Ciebie lepsze, to i dla mnie. Krzycz, bo gdy i ty jesteś szczęśliwy- ja mogę być. Jeśli ty się śmiejesz to i ja się śmieję.Bo gdy ty czujesz, że jesteś, to i ja czuję , że współistnieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz